Solidarność Wielkopolska - Związkowiec na czele Rady Rynku Pracy
Związkowiec na czele Rady Rynku Pracy
Poniedziałek 29 kwietnia 2019

Z Jarosławem Lange, przewodniczącym Zarządu Regionu Wielkopolska NSZZ ,,Solidarność” i  przewodniczącym Rady Rynku Pracy na lata 2019-2023 rozmawia Anna Dolska.

Zostałeś wybrany przewodniczącym Rady Rynku Pracy. Organu, który na mocy ustawy zastąpił w 2014 r. dotychczasową Naczelną Radę Zatrudnienia. W jakim stopniu Rada na wpływ na decyzje ministerstwa pracy?

- Rada Rynku Pracy jest organem doradczym ministerstwa pracy, rodziny i polityki społecznej. To gremium ukonstytuowane przez różnego rodzaju podmioty: trzy centrale związkowe, przedstawicieli pracodawców – jedni i drudzy wchodzą w skład Rady Dialogu Społecznego – oraz przedstawicieli świata nauki. W każdym posiedzeniu uczestniczą też wysokiej rangi przedstawiciele ministerstwa. Rada, choć nie ma mocy decyzyjnej, podejmuje dialog z ministerstwem, opiniuje jego decyzje i inspiruje oraz zwraca uwagę na różne elementy funkcjonowania rynku pracy w Polsce. Ze względu na skład Rady jej głos ma szczególne znaczenie doradcze.

Czy przewodniczący wybierany jest według określonego klucza?

- Kadencja Rady i  - co za tym idzie - przewodniczącego jest czteroletnia. Przewodniczenie Radzie Rynku Pracy odbywa sięnaprzemiennie – raz przewodniczącym zostaje przedstawiciel pracodawców, a po nim związkowców. Ta kadencja należy do związków zawodowych.

Rada ma też swoje jednostki terenowe – wojewódzkie i powiatowe rady rynku pracy. Jak silna jest zależność między nimi?

- To są zupełnie inne poziomy, bo inny jest zakres funkcjonowania. Na poziomie powiatu starosta tworzy politykę zatrudnienia na lokalnym rynku pracy. Urzędy marszałkowskie kreują na poziomie województwa. Na samym szczycie mamy Radę Rynku Pracy, gdzie partnerem jest ministerstwo. Decyzje ministerstwa, jeśli nie mają mocy rozporządzeń, mogą, ale nie muszą być wykonane, bo nie ma takiej podległości.

Rada z jednej strony składa się z przedstawicieli pracodawców, a z drugiej związków zawodowych reprezentujących pracowników. Czy w Radzie ścierają się grup interesów?

- W sposób naturalny pewne wizje dotyczące szeroko rozumianego rynku, np. krajowego funduszu szkoleniowego, zatrudniania cudzoziemców nie są zbieżne z punktu widzenia związkowców i pracodawców. Chodzi jednak o to, by w tym różniącym się gremium wypracować dobre rozwiązania. To jest niezwykle ważne, bo ministerstwo podejmując decyzje np. dotyczące nowelizacji ustawy o rynku pracy szuka dobrego rozwiązania, które będzie bilansowało nastroje jednej i drugiej strony. Jest jeszcze strona naukowa. Osoby, które dziś personalnie konstytuują Radę Rynku Pracy, mają świadomość tego, że są reprezentantami poszczególnych instytucji czy świata nauki, ale też reprezentują swoje środowisko, dla którego są wsparciem. To rozróżnienie jest ważne, bo nie chodzi tylko o to, żeby w tym gremium reprezentować interesy własnego środowiska, ale też żeby widzieć różne zagadnienia z punktu widzenia organu doradczego i opiniotwórczego dla ministerstwa.

Przez długi czas głównym zagadnieniem rozważanym przez Radę był problem bezrobocia. Dziś mamy rynek pracownika. Jakie są priorytety Rady w tej kadencji?

- Z perspektywy związków zawodowych cieszymy się, że mamy dziś rynek pracy pracownika. Pracodawcy przeciwnie, mają ogromnie trudną sytuację z powodu braku rąk do pracy, nie mówiąc już o fachowcach. Z ich punktu widzenia fundamentalną kwestią stało się dopasowanie szkolnictwa branżowego do potrzeb rynku pracy. Chodzi o to, aby edukacja w Polsce zmierzała do tego, żeby młody człowiek kończąc szkołę zawodową czy technikum był w pełni przydatny do pracy na rynku lokalnym, w takiej czy innej branży, ale też, żeby nie powodowało to emigracji. Teraz dochodzi do sytuacji, kiedy ludzie mają zawód, kwalifikacje i znikają z naszego rynku. To kwestia warunków, w jakich funkcjonują. Również jako Solidarność mocno wspieramy szkolnictwo branżowe, prowadzone we współpracy z Izbą Rzemieślniczą. Kolejny temat to Krajowy Fundusz Szkoleniowy. To pytanie o to, czy środków jest wystarczająco dużo.

 

Czy dzielenie funduszu szkoleniowego jest w kompetencjach Rady Rynku Pracy?

- Rada proponuje podział funduszu, a ministerstwo akceptuje ten podział. Środki są dzielone na poszczególne województwa. Mamy stworzoną rezerwę i środki dedykowane poszczególnym instytucjom.

W sytuacji braku rąk do pracy ważną kwestią staje się zatrudnianie obcokrajowców, których przybywa lawinowo, W Wielkopolsce ZUS ubezpiecza teraz 57,7 tys. cudzoziemców. W 2016 r. było ich 21,5 tys. Jakie priorytety w tej kwestii w Radzie mają związkowcy i pracodawcy?  

- Każda ze stron widzi ten problem inaczej. Dla pracodawców problemem numer jeden jest uciążliwość formalno-prawna związana z zatrudnianiem cudzoziemców, głównie dlatego, że procedura trwa zbyt długo, a zbyt krótki jest okres pracy, po którym od nowa trzeba załatwiać wszystkie dokumenty. Głównie dotyczy to obywateli Ukrainy.

Patrząc ze strony związków zawodowych i ministerstwa chodzi o to, by proces zatrudniania miał ludzką twarz, żeby nie dochodziło do patologii, z jakimi mieliśmy do czynienia w niedawnej przeszłości, kiedy powstawały firmy, które sprowadzały pracowników spoza granic Polski za bardzo niskie stawki. Ci ludzie byli w różny sposób wykorzystywani, np. łamano wewnętrzną strukturę wynagrodzeń w zakładach pracy - na tych samych stanowiskach obcokrajowcy pracowali za niższe stawki niż Polacy. Mówimy tu o pewnym marginesie, który nie jest diagnozowany statystycznie, ale takie sytuacje miały miejsce. Z punktu widzenia związkowców trzeba ucywilizować proces zatrudniania cudzoziemców i zadbać o to, żeby poziom wynagrodzeń na danym stanowisku był taki sam, niezależnie czy pracuje na nim Polak, czy cudzoziemiec. Ważna jest też skala. Szacuje się, że ok. 1,5 mln pracowników w Polsce to obcokrajowcy, głównie Ukraińcy. Powstał kolejny problem, który szczególnie dotyczy pracodawców, ale też i związków zawodowych. To kwestia otwarcia niemieckiego rynku pracy dla Ukraińców. Wiadomo, że za zachodnią granicą praca jest bardziej opłacalna i może to spowodować, że przy braku rąk do pracy w Polsce, staniemy się krajem tranzytowym dla ukraińskich pracowników. Trzeba więc myśleć o stworzeniu szczególnego klimatu dla obcokrajowców, którzy przyjeżdżają do nas do pracy, by czuli się tu dobrze i chcieli się tu osiedlać. Z tym związana jest nie tylko sfera finansowa. Nie o wszystkim decydują pieniądze. Musimy też zdawać sobie sprawę, że sytuacja na rynku pracy prędzej czy później się zmieni. Dziś mamy rynek pracownika, co jest trudne dla pracodawców, ale taka sytuacja nie będzie  trwała wiecznie. Trzeba więc być przygotowanym na zmiany i mieć gotowe rozwiązania.